SO MW
2014-02-10 07:30
Na wieczną wachtę odszedł kmdr dr med. Antoni KRASICKI

27 stycznia 2014 roku na wieczną wachtę odszedł komandor w st. spoczynku dr med. Antoni KRASICKI. Był członkiem Koła nr 6 SOMW RP. Na Cmentarzu Marynarki Wojennej w Gdyni w imieniu kolegów żegnał Go kmdr w st. spocz. prof. dr hab. med. Kazimierz DĘGA.

„Zgromadziliśmy się w ten mroźny, zimowy dzień na historycznym cmentarzu Marynarki Wojennej by towarzyszyć w ostatniej drodze zasłużonemu oficerowi morskiej służby zdrowia kmdr. dr. med. Antoniemu KRASICKIEMU. Ze smutkiem i żalem żegnamy lekarza, który prawie całe swoje zawodowe życie poświęcił Marynarce Wojennej i ludziom morza. Urodził się w 1936 roku w Piastowie w patriotycznej, rodzinie lekarskiej. Po szkole średniej ukończył Studium Felczerskie i po dwóch latach pracy w Lidzbarku Warmińskim, rozpoczyna studia w Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Absolwent WAM-u z 1967 roku zawsze szczycił się tym, iż ukończył tę wspaniałą uczelnię. Głęboko przeżył jej rozwiązanie w 2002 roku. Do ostatnich dni twierdził, iż był to totalny błąd kierownictwa MON. Po pierwszym oficerskim awansie i odbyciu stażu w szpitalu wojskowym w Olsztynie dr Antoni trafia do Marynarki Wojennej gdzie początkowo pełni służbę na okrętach, a następnie w Szpitalu wojskowym na Helu. W międzyczasie specjalizuje się z interny. My jego koledzy i przyjaciele spędziliśmy z nim w jednostkach i na okrętach wiele serdecznych chwil. I właśnie z tych spotkań wyłania się postać oficera, który walczył zawsze nie tylko o wysoki status lekarza wojskowego, ale i lekarza ogólnie, który nie znał granic poświęcenia dla dobra chorego.

Był lekarzem powszechnie znanym i lubianym. Cieszył się w środowisku Marynarki Wojennej i nie tylko, wielkim autorytetem i szacunkiem. Mimo wysokiej pozycji, którą w życiu osiągnął, do końca pozostawał człowiekiem skromnym, i jak twierdził, znał swoje miejsce w szeregu. Dla swoich podwładnych, a wielokrotnie kierował dużymi zespołami ludzkimi, był doradcą, wręcz wyrocznią w chwilach słabości i zwątpień. Dla młodych lekarzy był wyrozumiałym, starszym kolegą. W całym, dorosłym życiu dr Antoni był człowiekiem otwartym, ciekawym ludzi i świata. Ta ciekawość życia kierowała go na morze, gdzie wielokrotnie zabezpieczał rejsy morskie, i jak mówili ich uczestnicy, członków załogi okrętu, traktował jak najbliższą rodzinę. Ta ciekawość życia kierowała nim wtedy, gdy w ramach szkolenia podyplomowego studiował w Wojskowej Akademii Medycznej w Petersburgu czy też będąc z dala od Kraju, dwukrotnie pełniąc obowiązki lekarza misji pokojowej w Panmundżonie w dalekiej Korei. Nie zmarnował tych lat. Opanował sztukę akupunktury, został w naszym środowisku i nie tylko niedoścignionym mistrzem, szczególnie podczas walki z bólem. Stale podnosił swe kwalifikacje zawodowe. Po powrocie do kraju obronił pracę doktorską i zdobył nowe specjalizacje, z balneologii i medycyny tropikalnej. Do końca służby wojskowej pełnił obowiązki szefa Komisji Morsko-Lekarskiej Marynarki Wojennej. Zawsze dążył do postępu w lecznictwie. Gdy odszedł do cywila, widząc nie zawsze pozytywne rezultaty współczesnego lecznictwa, poszukiwał nowych metod farmakoterapii. Stosowana od wielu lat w ośrodku, którym do końca życia kierował, terapia chelatowa, uratowała setki, jeżeli nie tysiące chorych od trwałego kalectwa, a nawet śmierci. Wielu wdzięcznych pacjentów przyszło tu dziś, by swego lekarza pożegnać.

Niestety, jak to w służbie zdrowia bywa, przez lata prowadził wyczerpujące, nasycone stresującą pracą, lekarskie życie. Przyświecała Mu zasada: przede wszystkim pomóc choremu w jego cierpieniu. Niestety, o sobie nie pamiętał, nigdy nie starczało czasu. Gdy zdrowie zaczynało niedomagać, jako doświadczony lekarz, zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Do końca swoich dni, pozostawał człowiekiem pogodnym jak gdyby pogodzonym z okrutnym losem. Odszedł na swój wieczny, lekarski dyżur. Wszystko na tym świecie, a więc i życie ludzkie ma swój kres. Przemijanie to nieodłączna cecha naszego istnienia. Jednakże jak trudno pogodzić się ze stratą kogoś, kto stanowił nierozerwalną część naszej codzienności, kto był z nami zawsze. Rodzi się tu pytanie? Jak to jest, że on odszedł, a świat się nie zatrzymał. Ale jego śmierć jest także dla nas bolesną lekcją, że organizm człowieka stanowi nadal wielką tajemnicę, wobec której medycyna niestety, bywa jeszcze bezradna.

Żegnamy Cię na zawsze drogi Przyjacielu. Za wszystkie spędzone z nami chwile, serdecznie dziękujemy. Nie zapomnimy Cię nigdy.

Koledzy, przechodząc czasem koło Jego żołnierskiego grobu, zapalmy znicz pamięci i wspomnijmy Go ciepło i serdecznie, bo na to w pełni zasłużył.”

Cześć Twojej pamięci!



Uwagi na temat strony kieruj do Webmastera.
© 2012 SO Marynarka Wojenna. Wszelkie prawa zastrzeżone.