Wzruszony Jubilat mimo osłabionego wzroku i słuchu w swobodnej rozmowie wspominał swoją drogę życiową wykazując znakomitą pamięć, dykcję i silny barytonowy tembr głosu. Zaczął od samego początku relacjonując opowieść od słów…"urodziłem się w szpitalu "we" Wilnie przy ulicy Wilcza Łapa, jako pierwszy syn. Potem było jeszcze dwóch braci Zbyszek i Rysiek. Zbyszek był inżynierem, Rysiek budowniczym, młodsi, ale niestety zmarli wcześniej".
Pani Jadwiga Dęga, która długie lata pracowała w 7. Szpitalu MW w Oliwie doskonale pamięta doktora Czesława. Przy okazji odwiedzin dopytywała się o szczegóły z wcześniejszych lat. Dzięki jej inicjatywie poznaliśmy umiejętność naszego bohatera jako znakomitego gawędziarza.
Oto fragmenty wspomnień komandora doktora Czesława Żebryka.
"Studia rozpocząłem, wspomina nasz nestor, w 1940 roku w Uniwersytecie Wileńskim. W 1941 roku przyszli Niemcy i rozwiązali uczelnię. Dalszą naukę kontynuowałem w Akademii Lekarskiej w Gdańsku od października 1945 roku. Dyplom uzyskałem w 1951r. Pracę rozpocząłem w 3 Klinice Akademii Medycznej kierowanej przez profesora Jakuba Pensona, późniejszego wieloletniego rektora gdańskiej akademii. Pracowałem tam ponad półtora roku. Niestety powołano mnie razem z wieloma innymi lekarzami na przeszkolenie do wojska. Kierownik kursu w Łodzi stwierdził: "Macie szczęście…, bo "marszał" Konstanty Rokossowski powołał was do zawodowej służby wojskowej”.
Nie było „zmiłuj się", mimo że profesor Penson pojechał do Warszawy, osobiście spotkał sie z marszałkiem Rokossowskim mówiąc, że wojsko zabiera mu najzdolniejszego asystenta. Na te słowa "marszał" stwierdził: "w wojsku też są potrzebni zdolni ludzie".
Karierę wojskową rozpocząłem w 88. Pułku Artylerii Przeciwlotniczej następnie w 118. Szpitalu Garnizonowym w Koszalinie. Przyznaję, że po ponownej interwencji profesora Pensona liczyłem na szybki powrót do jego kliniki. Jednak na zwolnienie ze służby wojskowej liczyć nie mogłem.
Po 5. latach szpital przekazano cywilnej służbie zdrowia. Większość lekarzy odeszło z wojska. Ja postanowiłem zostać pod warunkiem, że otrzymam przydział do Szpitala Marynarki Wojennej w Oliwie. Zwolnił się tam etat starszego asystenta na oddziale wewnętrznym. Dr Taper (pamiętam to nazwisko) został w Belgii
i mnie przyjęto na jego miejsce. Oczywiście chciałem wrócić do kliniki profesora Pensona, ale ten stwierdził z żalem, że po tylu latach jest to niemożliwe, bo „wszystkie miejsca w klinice zajęły kobiety"!!!
Czyżby już wtedy obowiązywał parytet? - wtrąciłem się żartobliwie do dyskusji, na co nasz "Nestor"
z dezaprobatą machnął tylko ręką.
W szpitalu oliwskim ordynatorem Interny był dr Ludwik Gruszecki - kontynuował swoją opowieść
dr Żebryk. Po dwóch latach pracy pogratulował mi etatu starszego asystenta, którym nb. byłem od początku. Wiedziałem, że ordynator nie interesował się sprawami kadrowymi. Za to był doskonałym klinicystą i dobrze mi się z nim pracowało. Napisaliśmy wspólnie i opublikowaliśmy kilka prac naukowych. Charakterystyczne w jego zachowaniu było czepianie się drobnostek nienależących do sedna pracy
w oddziale, np. kurz na półce z książkami lub cieknący kran w gabinecie.
Następnym ordynatorem był kmdr dr med. Adam Sadkiewicz. Również doskonały lekarz a takimi drobiazgami się nie przejmował. Kiedy zwolnił się etat przewodniczącego Wojskowo-Morskiej Komisji Lekarskiej, którym był dr Stanisław Ferster ja przeszedłem z oddziału wewnętrznego na jego miejsce.
Był to początek lat siedemdziesiątych. W międzyczasie zrobiłem specjalizację I i II stopnia w dziedzinie chorób wewnętrznych. Jako przewodniczący Komisji brałem udział, jako prelegent w Międzynarodowych sympozjach o tematyce orzecznictwa wojskowo - morskiego w Leningradzie, Rostoku i Warnie. Wykłady
i dyskusje toczyły się oczywiście w języku rosyjskim. Wówczas był Układ Warszawski i ten język był obowiązujący. Odbyłem również wiele kursów lekarskich z różnych dziedzin medycyny m. in. ochrony radiologicznej, chorób zakaźnych w Warszawie, medycyny morskiej i tropikalnej w Gdyni (cywilnej)
i wojskowej u prof. Augustyna Dolatkowskiego.
W tym okresie lekarze wojskowi kierowani byli w ramach morskiej specjalizacji na rejsy statkami m.in. na Batorym. Widocznie nie było chętnych lekarzy cywilnych. Odwiedziłem wiele portów prawie na wszystkich kontynentach. Poza Bałtykiem był Spitsbergen, Archangielsk, Rejkiawik, Oslo, porty
w Kanadzie, Nowy Jork. Następnie Morze Śródziemne: Livorno, południowa i północna Francja.
Z Hiszpanii przywiozłem kafelki do dziś upiększające łazienkę mojego mieszkania w Gdyni.
Z kolei
w Maroko odwiedziłem kolegę z roku Stanisława Kołodzieja, również byłego asystenta dr. Gruszeckiego. Stanisław samochodem, nie pamiętam marki, nazwałem go ze względu na zewnętrzny wygląd "blaszakiem" obwiózł kilku nas po nawet dość odległych okolicach tego kraju. Pamiętam również rejs na Maderę
i opowieści przewodnika o pobycie na tej wyspie marszałka Piłsudskiego i legendę, że Król Władysław IV Warneńczyk nie zginął w bitwie, tylko przybył na tę wyspę na rekonwalescencję zabrany przez Hiszpanów. Jest też legenda, że był on ojcem Krzysztofa Kolumba.
Podczas tych rejsów zbierałem materiał do pracy doktorskiej „O wpływie stref czasowych na zdrowie marynarzy". Niestety stan wojenny uniemożliwił jej ukończenie. Cóż… samo życie.
Służbę zawodową skończyłem po 31 latach w 1983 roku, finalizuje interesującą opowieść komandor Czesław Żebryk, jako przewodniczący Wojskowo-Morskiej Komisji Lekarskiej z siedzibą w Gdańsku Oliwie. Ale pracowałem do 80 roku życia, w spółdzielni lekarskiej w Gdyni. Wtedy kierownik Spółdzielni dr Gołębiewski stwierdził… "nam już staruszków nie potrzeba są młodsi i oni przejmą stery". A swoją drogą, dodał w czasie tej dyskusji prof. Olszański, kiedy dr Gołębiewski skończył lat 80 nie przeszkadzało mu, aby nadal kierować ww. Spółdzielnią.
P.S. Pani Halina Żebrykowa, z zawodu stomatolog tylko kilka lat młodsza od męża, wiele lat pracowała
w Służbie Zdrowia MW RP w Przychodni Specjalistycznej przy Pułaskiego w Gdyni. Była również bardzo wzruszona odwiedzinami w ich mieszkaniu członków Koła nr 8. Tym bardziej, że obydwoje państwo Żebrykowie przeżyli razem sporo ponad 70 lat, a wcześniej kiedy pozwalało na to zdrowie i kondycja uczestniczyli w spotkaniach koła w siedzibie Stowarzyszenia w Klubie MW RP Riwiera w Gdyni. Obecnie kontaktują się z kolegami z koła nie tylko telefonicznie, bo chętnie przyjmują ich w swoim mieszkaniu. Dwie córki państwa Żebryków Krystyna I Barbara, mimo, że mieszkają poza granicami, bardzo często odwiedzają rodziców. Obecnie ze względu na ograniczenia pandemiczne była tylko jedna p. Barbara, ale prawie codziennie z Krystyną kontaktują się telefonicznie.
Z żalem opuszczaliśmy gościnne progi Jubilata, obiecując częstsze kontakty i koniecznie spotkanie za rok w stulecie urodzin pana komandora doktora Czesława Żebryka.
Tekst i zdjęcia kmdr lek. med. Zbigniew Jabłoński,
prezes Koła nr 8 SOMW RP.